poniedziałek, 6 czerwca 2011

...

może rok temu wybaczyłabym ci to co napisałeś. to na plastyce. twoją ostatnią wypowiedź, którą Nacia nie chciała mi oddać. myślała, że moje małe serduszko zakopane pod warstwą kamieni i lodu pęknie. ale okazało się to tylko jej troską. pamiętasz, jak zaczęłam się śmiać po przeczytaniu? wtedy straciłeś wszystko, o co chcesz teraz walczyć. od tego poniedziałku jesteś na dnie. a dzisiaj mija tydzień jak przegrałeś. pokazałam nogi, trochę ciała i od razu przyleciałeś przepraszać? jesteś tylko marnym hipokrytą. ja patrzę tylko na wygląd? właśnie widać, jak patrzysz na charakter. jakby ci na mnie zależało, to nie napisałbyś takich okropnych słów.

teraz trzeźwo myślę. chcę to zakończyć, zanim zrobię coś czego będę żałowała. tak jak mówiłam Nacia ma wielkie oczy czytając moje durne wypociny sprzed około 2 godzin. nie chcę was zanudzać. maluję paznokcie i właśnie dochodzi do mnie to, że będę zdawała na stopnie seniora. jaram się tym. szczerze. w grudniu będę miała już walki. jejku.
nie chodzi mi o wielką libacje alkoholową. bardziej o troche piwa. nawet nie 0.33l. no dobra. zaczynam siebie nie poznawać. zmieniłam się od tego okropnego piątku. Naci się wszystko ułoży. gorzej ze mną. wszystko się zmieniło. na gorsze. i to mnie nie boli. pieprze to. w końcu przez ten cały czas byłam szczęśliwa. potem pojawił się on. i zjebał moje ułożone, poukładanie, poszufladkowane (czy jak kto woli) życie. ale w końcu nie możemy się poddać. i codziennie zakładać maskę. sztuczną maskę. głupią uśmiechniętą maskę. jeśli mam być obiektywna to wolałabym cofnąć czas i nie zaczynać tego.. być szczęśliwą. Śmiesznie jest to, że piszę do niego. teraz. co notkę. to u góry. ale czuję sie lepiej. lżej mi na sercu. bo nigdy nie powiedziałabym mu tego wprost. to dziwne. może i jestem bezlitosna i najbliższe osoby ranę, ale mam na tyle serca, aby nie mówić tego prosto w oczy. nie chcę sprawiać mu przykrości jaką ja miała, kiedy potraktował mnie jak zwykłą gównianą zabawkę, zrobioną przez takiego małego pierdolonego chińczyka, tymi małymi, żółtymi, jebanymi rączkami. ale z jednym defektem. UCZUCIAMI. wbrew pozorom je mam, tylko niektórzy o tym zapomnieli. ale ja takiego czegoś nie wybaczam. wiem,. że praktycznie nikt tego nie czyta - dziennie czyta bloga około 2-3 osoby. ale miło, że ktoś to czyta. chociaż powinnam pisać takie rzeczy w zeszycie. pamiętniku. ale nie chce mi się bazgrać piórem po kartkach. bo zeszyty kiedyś zaginą. zapomnimy o nich. a bloga jednak zawsze się znajdzie.


Brak komentarzy: